Z niektórymi produktami spożywczymi jest jak z disco polo. Każdy choć raz słyszał (zjadł), ale w dobrym tonie jest się przyznać, że się tego nie słucha (nie je, nie lubi). Do grupy persona non grata wśród żywności z pewnością należą parówki.

Wśród konsumentów krąży opinia, że parówkom daleko do mięsa. Ja bym dodała jeszcze: podobnie, jak tanim konserwom, pasztetom i kiełbasom. Bo nie da się zrobić dobrego wyrobu z mięsa, jeśli produkt finalny kosztuje mniej niż jego główny surowiec. A to oznacza dokładnie tyle, że w taniej parówce więcej będzie wypełniaczy niż mięsa. Lepsze parówki, zawierają go w co najmniej 70%, a często nawet więcej. I takimi parówkami zajmę się w tym artykule.

Z jednej strony parówek nie lubimy (przynajmniej oficjalnie), ale z drugiej powstają specjalne wyroby dla tych, którzy dbają o linię czy dzieci. I dzisiaj sprawdzę, czy rzeczywiście parówki dla dzieci są dobre dla dzieci. Czy w ogóle różnią się one składem od parówek dla dorosłych?

Parówki dla dzieci a parówki dla dorosłych

Jako reprezentanta parówek dla dorosłych wybrałam Berlinki od firmy Morliny (dalej nazwane parówkami dużymi). Te dla dzieci reprezentować będą Sokoliki z firmy Sokołów (dalej zwane parówkami małymi). Już na pierwszy rzut oka różnią się opakowaniem oraz wielkością. Na etykiecie parówek małych od razu rzuca się w oczy informacja, że mają one obniżoną zawartość tłuszczu i zawierają aż 87% mięsa drobiowo-cielęcego. Parówki duże swoim opakowaniem nie krzyczą o wyjątkowym składzie, ale chwalą się nagrodą z dziedziny jakości.

Trudno dzisiaj będzie dobrze porównać wartość odżywczą, ponieważ w parówkach dużych została dokładnie określona zawartość cukrów prostych i tłuszczy nasyconych, a także, co bardzo istotne – soli. Natomiast tabela wartości odżywczej dla parówek małych zawiera tylko ogólne makroskładniki, czyli węglowodany, białko i tłuszcz. Szkoda. Wartość odżywczą będę porównywać dla 100 g, czyli 2 dużych parówek  i 3,5 małych.

Parówki dla dzieci – wartość odżywcza

Obniżona zawartość tłuszczu w małych parówkach sprawiła, że dostarczają one zdecydowanie mniej kalorii, bo tylko 179, w porównaniu do dużych parówek – 252 kcal.  Jednak i tak tego tłuszczu jest sporo, bo 13 g. Chociaż producent zaleca spożycie tylko jeden parówki, i wtedy ilość tłuszczu wynosi niecałe 4 g. Ale taka jedna mała parówka, to nawet dla dziecka, zwłaszcza starszego chyba trochę mało. Niemniej w parówkach dużych tłuszczu jest zdecydowanie więcej, bo aż 21 g, choć tylko 8 g stanowią kwasy tłuszczowe nasycone. Czyli dwie parówki duże mają tyle tłuszczu, co dwie łyżki dowolnego oleju. Sporo. No, ale to w końcu tłuszcz jest nośnikiem smaku w produkcie…

Na opakowaniu parówek małych znajduje się informacja, że są one źródłem białka. I o ile w 100 g mają imponujące 14,5 g białka, o tyle w jednej zalecanej przez producenta porcji tego białka jest niewiele ponad 4 g, czyli prawie tyle samo, co tłuszczu. Za to parówki dla dorosłych powinny się wstydzić, bo w 100 g mają tylko 13 g białka! No, ale nic dziwnego, bo w ich składzie jest mniej mięsa niż w odpowiedniku dla dzieci.

O węglowodanach nie będę się rozpisywać, bo oba produkty zawierają ich śladowe ilości, w parówkach małych mamy 1,1g/ 100 g, a w takiej samej ilości parówek dużych węglowodanów jest 2,7 g.

To, na co chciałam zwrócić szczególnie uwagę, to ilość soli. Producent małych parówek nie chwali się tą informacją, więc śmiem przypuszczać, że ilość może być podobna lub też niewiele mniejsza, jak w parówkach dużych, gdzie w 100 g mamy, uwaga… 2,5 g soli! Oznacza to, że jedząc dwie parówki np. na śniadanie, dobijamy do połowy maksymalnego zalecanego dziennego spożycia, czyli 5 g! A jak pomyślę, że ktoś jeszcze zje te parówki z chlebem i pomidorem, który zostanie solidnie posolony, to naprawdę już niewiele soli zostanie na pozostałe posiłki.

Oczywiście nie wiemy, ile dokładnie soli jest w parówkach dla dzieci. Za pewne jest jej mniej niż w dużych, ponieważ w składzie została ona wymieniona na dalszym miejscu.

Parówki dla dzieci – skład

Obniżona zawartość tłuszczu w małych parówkach wynika przede wszystkim z zastosowania innego mięsa. Podstawę ich składu stanowi mięso z kurczaka (83%) i cielęcina (4%), czyli jedne z najchudszych mięs. Z kolei parówki duże zostały wyprodukowane z wieprzowiny, której zawierają 71%.

Warto tu podkreślić, że mięso dla producenta to nie to samo, co dla konsumenta. Polskie normy ściśle określają, ile tłuszczu i tkanki łącznej musi być zawarte w poszczególnych rodzajach mięsa, aby mogło ono zostać tak nazwane. Poza tym zawsze warto do końca przeczytać skład produktu, ponieważ nawet jeśli parówki są drobiowe, producent może dodać do nich np. tłuszcz wieprzowy i wtedy ich dietetyczność szlag trafił. Np. w parówkach dużych mamy w składzie białko wieprzowe kolagenowe. Oznacza to, że użyto mięsa, w którym zawartość kolagenu, czyli tkanki łącznej, jest wyższa niż przewidują polskie normy, a więc nie jest już ono mięsem, tylko właśnie białkiem wieprzowym kolagenowym. A z kolei w parówkach małych znajduje się składnik o nazwie białko z kurcząt. Czyli coś, co z kurcząt pochodzi, ale do definicji mięsa się nie zmieściło, a więc albo miało za dużo tłuszczu, albo za dużo kolagenu.

A czy ktoś spodziewał się, że do parówki można dodać cukier? Jak się okazuje można. W dużych mamy dodatek glukozy, natomiast w małych jest i glukoza, i cukier.

Oczywiście, w obydwu produktach jest sporo substancji dodatkowych. W dużych mamy np. stabilizatory w postaci fosforanów. Ich głównym zadaniem jest związanie wody, która została wymieniona na drugim miejscu wśród składników. To powoduje, że można użyć mniej mięsa, a produktu powstanie tyle, ile powinno. W składzie nie mogło też zabraknąć wzmacniacza smaku – glutaminianu sodu. Jest także przeciwutleniacz – kwas askorbinowy oraz konserwant – azotyn sodu. Chciałabym podkreślić, że w parówkach dla dzieci też jest ten sam przeciwutleniacz i konserwant.

I warto dodać, że azotyny są uważane za prekursory rakotwórczych nitrozoamin. W ogóle w produktach dla dzieci do pierwszego roku życia, obowiązuje zakaz ich używania, ze względu na to, że nitrozoaminy mogą reagować z hemoglobiną i zaburzać transport tlenu. U małych dzieci, ze względu na specyficzną budowę, hemoglobina jest szczególnie wrażliwa na te zmiany. Oczywiście, u starszych dzieci ta wrażliwość jest mniejsza, ale moim zdaniem stosowanie azotynu sodu jest szczególnie istotnym argumentem do niedawania dzieciom parówek. Zwłaszcza, że powszechnie występuje on w innych przetworach mięsnych oraz żółtym serze, które na pewno są bardziej wartościowe pod względem odżywczym.

Parówki małe, mimo że adresowane do dzieci, nie są wcale pozbawione substancji dodatkowych, choć nie zawierają glutaminianu sodu, mają w sobie inne rzeczy, których w parówkach dużych nie było. Najbardziej zaciekawiło mnie coś, co substancją dodatkową nie jest, ale po raz pierwszy stykam się z tym w produkcie spożywczym, a chodzi mi o hydrolizowane białko słonecznika (!).

Dlaczego akurat słonecznika? To mnie zastanawia, bo hydrolizowane białko roślinne jest stosunkowo często dodawane do różnych produktów spożywczych. Najczęściej jako wypełniacze czy… substancje wzbogacające smak. Hydrolizaty najczęściej produkuje się z białek sojowych i zazwyczaj zawierają dodatek glutaminianu sodu. Czy tak jest w przypadku białka ze słonecznika? Przyznam się, że nie wiem i nigdzie nie mogłam znaleźć takiej informacji. Ale obawiam się, że i hydrolizat ze słonecznika może zostać wzbogacony w glutaminian sodu, bo producent na opakowaniu nie chwali się, że jest to produkt bez substancji wzmacniających smak.

Ponadto w małych parówkach mamy dodatek aromatów, których nie było w dużych. No i jest też regulator kwasowości w postaci octanu sodu, jego też nie było w parówkach dla dorosłych.

Nie łudźmy się, że do produkcji parówek używa się najlepszego jakościowo mięsa. Ponieważ wytwarzanie jakichkolwiek przetworów mięsnych, to szansa dla producenta na wykorzystanie składników tłuszczowych czy kolagenowych, a także tzw. mięsa oddzielanego mechanicznie (MOM), które jest najgorszym z najgorszych produktów pochodzenia zwierzęcego. Jednak im więcej mięsa w parówkach, tym lepiej. Jak również im krótszy skład – tym jeszcze lepiej!


Jak zawszę powtórzę, że sporadyczne jedzenie parówek jeszcze nikomu nie zrobiło krzywdy, nawet małemu dziecku. Jednak trzeba pamiętać, że to rodzice są odpowiedzialni za kształtowanie najbardziej trwałych nawyków żywieniowych dziecka. Mogą oni mu pokazać, jakie produkty są najbardziej wartościowe, na czym powinna się opierać dieta. Albo mogą też dawać mu do jedzenia parówki, a później się dziwić, że nie chce jeść np. mięsa, bo jest przyzwyczajone do innych smaków. To samo tyczy się dziadków, którzy lubią dawać dziecku „to co najlepsze”, ale  niekoniecznie dla jego zdrowia. Pamiętajmy też, że dzieci najlepiej uczą się naśladując nas! Nic nie da mówienie, że parówki są niezdrowe, jeśli rodzice sami jedzą je kilka razy w tygodniu.

W poście akurat wyjątkowo pojawiło się trochę psychologii, ale myślę, że ważnej i warto się nad tym wszystkim dobrze zastanowić.