Znaczek Instytut Matki i Dziecka na opakowaniu słodyczy, może znaczyć tylko jedno – to jakiś wyjątkowy produkt. Sprawdzam, czy rzeczywiście tak jest.

Dzisiaj sprawdzę, jakim smakołykiem jest w rzeczywistości Miś Lubiś, który chwali się pozytywną opinią Instytutu Matki i Dziecka.

Producent pisze, że jego wyrób jest wypiekany z naturalnych i dobrze zbilansowanych produktów: zbóż, mleka i kakao.  Dobrze zbilansowane produkty? Nie wiem, co to miałby oznaczać, ale sprawdzam, jak to się ma do rzeczywistego składu Misia.

Miś Lubiś – wartość odżywcza

Miś Lubiś waży 30 g i składa się z głównie z węglowodanów, które stanowią ponad połowę jego gramatury. W jednej sztuce jest też prawie 9 g cukrów prostych, czyli niecałe dwie łyżeczki cukru. Kolejnym, pod względem ilości składnikiem jest tłuszcz – 4,6 g w jednym Misiu. Co ważne, mało jest w nim kwasów tłuszczowych nasyconych, tylko 0,7 g. To duży plus. Poza tym jedno ciastko dostarcza niecałych 2 g białka i pół grama błonnika.

To co martwi mnie najbardziej, to wysoka zawartości soli – 250 mg/ 30 g. To całkiem sporo, zważywszy, że jest to produkt głównie adresowany do dzieci. Spożywanie żywności wysoko przetworzej, jak Miś Lubiś, zawsze wiąże się ze zwiększoną podażą soli, ponieważ jest ona nagminnie dodawana do tego typu produktów. Im wcześniej taka żywność będzie pojawiać się w menu dziecka, tym szybciej wystąpią negatywne skutki.

Producent chwali się, że to wyjątkowa receptura umożliwiła uzyskanie pozytywnej opinii Instytutu Matki i Dziecka. Sprawdzam, jak wygląda ta receptura.

Miś Lubiś – skład

Lista składników zaczyna się od mąki pszennej, która stanowi prawie jedną czwartą całego produktu. Jest jeszcze skrobia pszenna i to było na tyle jeśli chodzi o te dobrze zbilansowane zboża.

Mleko można znaleźć w składzie w postaci mleka odtłuszczonego i pełnego w proszku. Razem stanowią 6% składu produktu. Tuż pod składem można znaleźć informację, że ta niewielka ilość jest ekwiwalentem 60% mleka świeżego. Cokolwiek to oznacza…

W składzie znalazło się też kakao o obniżonej wartości tłuszczu, ale nie wiadomo w jakiej dokładnie ilości. Ponieważ wymienione jest zaraz po mleku w proszku, sądzę, że jest to ilość w okolicach 1-2%.

I tak właśnie wygląda to dobre zbilansowanie. A co jeszcze znajdziemy w środku Misia? Aż dwa „dosładzacze” i to na drugim oraz trzecim miejscu: syrop glukozowo-fruktozowy i cukier. Nic dziwnego, że tak dużą część wszystkich węglowodanów stanowią cukry proste.

Miś Lubiś nie ma żadnego E?

Niestety ma. Ja substancji dodatkowych, które można by oznaczyć tym symbolem, naliczyłam aż dziewięć! Oto kilka wybranych:

  • węglan sodu – E500,  jego głównym zadaniem jest spulchnienie. To dzięki niemu ciasteczko, jest takie biszkoptowe, ale obecnie uważa się, że spożywany w dużych ilościach może mieć szkodliwe działanie na organizm, m.in. powoduje wymioty, biegunki, a nawet krwawienia z przewodu pokarmowego
  • kwas cytrynowy – E330, niewiele ma wspólnego z cytryną, bo na przemysłową skalę produkowany jest za pomocą pleśni Aspergillus Niger.
  • difosforany – E339, kolejny spulchniacz. Nadmiar fosforów w diecie, o który wcale nie jest trudno, zaburza wchłanianie wapnia i magnezu, co może przyczynić się do demineralizacji kości.
  • guma guar – E412, ma zagęścić produkt. Jest składnikiem naturalnym, stanowiącym jeden z rodzajów błonnika, dlatego jeśli Twoje dziecko często miewa wzdęcia, być może za dużo jest w jego diecie produktów, które zawierają ten zagęstnik.
  • glicerol – E422, użyty został jako stabilizator, jest składnikiem syntetycznym, a spożyty w dużych ilościach może prowadzić m.in.do wstąpienia wahań poziomu cukru we krwi

Przypomnę tylko, że sam symbol E oznacza, że producent zastosował substancję dodatkową w ilości i jakości zgodnej z najnowszymi wytycznymi. Producent nie musi umieszczać numeru E użytego dodatku. Wystarczy tylko, że poda jego nazwę i funkcję, jaką pełni w produkcie. Oczywiście może napisać i to, i to. Tak, jak zrobiłam to ja powyżej.

Małe dziecko ma przed sobą całe życie, podczas którego zje ok. 60 ton żywności. Jeśli w jego diecie już od najmłodszych lat jest wiele produktów przetworzonych, w których powszechnie występuje mnóstwo dodatków, przy takiej ilości żywności, prędzej czy później mogą pojawić się negatywne skutki ich spożywania. Z naciskiem na prędzej.

Na opakowaniu wyróżnia się informacja, że nie ma w Misiu konserwantów i sztucznych barwników. To bardzo dobrze, ale patrząc na skład i wartość odżywczą, to nie jest żaden powód, dla którego medyczna instytucja powinna użyczać swojego logo do promowania słodyczy, które niczym nie różnią się od tego typu produktów.

Oczywiście, słodycze można jeść, ale czy musi nas zachęcać do tego poważny, medyczny ośrodek? Moim zdaniem nie. Mam tylko nadzieję, że Rodzice mają oczy bardziej otwarte niż naukowcy.