Endokrynolog zalecił mi leki, które mnie nie wyleczą. Ba! Mogą nawet pogorszyć stan zdrowia. Czas wziąć sprawy w swoje ręce. Oto ja i moja niedoczynność tarczycy.
Wierzę, że naturalnym stanem dla organizmu jest bycie zdrowym. Choroba jest tylko czymś przejściowym, co ma sprawić, że zwrócisz szczególną uwagę na potrzeby ciała. Zadbasz o nie bardziej niż zwykle. Zatroszczysz się mocniej niż do tej pory. A jednak rok temu dowiedziałam się, że moja choroba jest nieuleczana, choć będzie leczona. Taka jest właśnie niedoczynność tarczycy.
Jak to wszystko się zaczęło
Brzmi mi to niezwykle groźnie. Choroba nieuleczalna to jak wyrok śmierci. A jednak wcale tak nie jest. Niedoczynność tarczycy „leczy się” przyjmując syntetyczne hormony. Napisałam „leczy”, bo to słowo dla mnie naturalnie oznacza, że dąży się do wyleczenia, a więc stanu, w którym choroba zniknie i powróci zdrowie. Tym czasem przyjmowanie hormonów nie spowoduje tego. Co więcej, może sprawić, że organizm się rozreguluje i będzie funkcjonował gorzej niż dotychczas. Przekonałam się o tym na własnej skórze, gdy po ośmiu latach odstawiłam antykoncepcję. Nie chcę, żeby tak samo było z moją tarczycą.
Wszystko zaczęło się na samym początku ciąży, trochę ponad rok temu. Po pierwszej wizycie u ginekologa dostałam całą listę badań do wykonania. Wśród nich znalazło się badanie poziomu TSH. Wynik okazał się powyżej normy. Trochę ponad 3, ale dla kobiet w ciąży nie powinno być więcej niż 2,5. Nie pozostało mi nic innego, jak udać się do endokrynologa.
Endokrynolog wypisał mi receptę na Eutyrox. Na moje pytanie, czy konieczne są te hormony, pani odpowiedziała, że tak – dla dobra dziecka. „A czy one nie wpłyną na rozregulowanie pracy tarczycy?” – zapytałam z trwogą. „Wie Pani, są hormony i hormony”… Lekarz zalecił dalsze badania fT3, fT4, przeciwciała tarczycowe oraz USG tarczycy. Hashimoto wykluczono, ale poziomy hormonów tarczycy w dolnej granicy normy. Na USG nie wykazano większych zmian. Dowiedziałam się tylko, że moja tarczyca jest mała i stąd może ta niedoczynność. Po ciąży powinno przejść. Nie przeszło.
Jutro minie dziewięć miesięcy odkąd mój Synek jest poza moim brzuszkiem, a niedoczynność tarczycy mam dalej tak, jak miałam. Choć sumiennie biorę zalecone dawki leków i przyjmuję suplement jodu. A jednak nie jestem zdrowa.
To skłoniło mnie do poszukiwań. Czy rzeczywiście jestem skazana na przyjmowanie hormonów do końca życia. Okazuje się, że niekoniecznie…
Niedoczynność tarczycy a może jednak coś innego?
Moje główne pytanie brzmi, czy rzeczywiście choruję na niedoczynność? A jeśli tak, to czy zaproponowane mi leczenie jest dla mnie dobre i skuteczne? Co więcej mogę zrobić poza łykaniem tabletek?
Mam podwyższony poziom TSH i niskie poziomy wolnych hormonów tarczycowych. Tyle wiem. To za mało, żeby powiedzieć, z jakiego powodu choruję na niedoczynność tarczycy i odpowiednio dobrać leczenie.
Zanim skrytykujesz podważenie przeze mnie diagnozy lekarza, pozwól, że wytłumaczę, jak funkcjonuje tarczyca.
W którym miejscu jest niedoczynność tarczycy?
TSH jest hormonem przysadki mózgowej, pobudzającym tarczycę do produkcji tyroksyny. Gdy podwzgórze (inna część mózgu) odbiera sygnał, że tyrozyny we krwi jest mało wydziela TRH, hormon pobudzający przysadkę do wydzielania TSH. Zatem wyższy poziom TSH oznacza, że tarczyca potrzebuje więcej „zachęty” do produkcji hormonów. Podwyższenie TSH powinno spowodować wzmożoną produkcję tyroksyny i trójjodotyroniny (hormonów tarczycy). I być może nawet tak się w moim organizmie dzieje, bo „błędy” w utrzymywaniu odpowiednich ilości T3 i T4 mogą zachodzić na dalszych etapach ich syntezy.
Tarczyca produkuje więcej tyroksyny (T4), ok. 80% niż trójjodotyroniny (T3), ok. 20%. Hormony te gromadzą się w pęcherzykach płucnych budujących gruczoł. Są związane z białkiem, dopiero po zadziałaniu odpowiedniego enzymu, zostają od niego oddzielone i wędrują do krwi.
Pomiar fT3 i fT4, czyli wolnych hormonów tarczycowych, nie mówi nic o tym, ile wynosi ich produkcja. Bo być może tarczyca wytwarza odpowiednią ilość, ale problem jest z oddzieleniem hormonów od białka. W związku z tym należałoby sprawdzić, jaki jest poziom hormonów T3 i T4 (trzeba wykonać zupełnie inne badanie krwi. Kto ze zdiagnozowaną niedoczynnością tarczycy miał zlecone to badanie?…).
Poprzez odłączenie jednej cząsteczki jodu z tyroksyny tworzy się trójjodotyronina. Do tego procesu niezbędny jest inny enzym, którego działanie jest uzależnione od selenu i cynku. Niedobory tych składników pokarmowych, mogą powodować niską, a nawet brak konwersji T4 do T3. Moje wyniki pokazują, że mam bardzo mało T3, a moje leczenie zalecone przez endokrynologa, polega na przyjmowaniu syntetycznej T4. A to przecież nie tu jest problem.
T4 może też zostać przekształcona w tzw. rewers T3. Ta forma jest nieaktywna, a wręcz w nadmiarze może być toksyczna dla organizmu. rT3 jest w niewielkim stopniu wytwarzany w tarczycy, raptem 5%. Całą pozostałą jego część wytwarzają nerki i wątroba, dlatego funkcjonowanie tych narządów też należałoby sprawdzić. Rewers jest niekorzystny także z innego powodu. Blokuje on wiązanie się z receptorami komórek docelowych tej dobrej formy T3 prowadząc do niedoczynności. A więc, należy zbadać także poziom rT3, żeby sprawdzić, czy przez przypadek w organizmie nie ma za dużo tej nieaktywnej, a nawet szkodliwej, formy. Chyba nie muszę dodawać, że żaden lekarz nie zlecił mi takiego badania.
Na dzisiaj to tyle, bo dla funkcjonowania tarczycy ważne są też jelita (!). O nich opowiem kolejnym razem. Nie chcę, aby z bloga zrobił się podręcznik do biochemii organizmu. Wszystko po kolei.
I co z tego wynika?
Ano wynika z tego tyle, że tak naprawdę nie wiadomo, w którym miejscu na szlaku produkcji hormonów tarczycy, poległ mój organizm. A jeśli tego nie wiadomo, to nie wiadomo też jak leczyć. Podawanie hormonu T4 w moim przypadku jest nieskuteczne.
Czas wziąć odpowiedzialność za swoje zdrowie we własne ręce i spróbować znaleźć przyczynę choroby, a następnie skutecznie ją wyleczyć. I tą właśnie historią chcę dzielić się na blogu.
Moje działania
Ten wpis nie jest poradą medyczną. Przedstawiam w nim drogę (mam nadzieję, że zakończoną sukcesem) do wyleczenia się z niedoczynności tarczycy. Tak zaplanowałam harmonogram najbliższych działań na ten miesiąc:
- Znaleźć lekarza endokrynologa, który zleci mi potrzebne badania i będzie chciał mnie zdiagnozować na podstawie czegoś więcej niż tylko wyniku TSH (może znasz kogoś takiego?)
- Zmienić Eutyrox na Letrox (ma lepszy, mniej inwazyjny skład)
- Wykonać badania: TSH, fT3, fT4, T3, T4, rT3
- Dodatkowo badania: anty TPO, anty TG i USG (żeby potwierdzić wcześniej wykluczone Hashimoto)
- Zmiana diety (na początek wykluczam gluten i nabiał, bo co do tych składników wiadomo, że mają największe negatywne działanie na organizm w przypadku chorób tarczycy – wytłumaczę to w oddzielnym wpisie).
Za miesiąc dam znać, jak potoczyły się moje losy i co zamierzam robić dalej. W zależności od wyników badań będę dalej szukać przyczyny swojej choroby i modyfikować dietę, bo to ona ma kluczowe znaczenie w powrocie do zdrowia.
Zapraszam Cię do śledzenia mojej historii.
Hej, byłam niedawno słuchaczem wykładu dr n. med. Magdaleny Krzyczkowskiej – Sendrakowskiej podczas konferencji Żywieniowej Food Forum „Leczenie i dietoterapia w chorobach cywilizacyjnych”, doktor przedstawiała bardzo ciekawy wykład na temat tarczycy Prawidłowa diagnoza i prowadzenie pacjenta z chorobami tarczycy (w tym Hashimoto), dlatego wiem, że do niej kierowałabym się w sprawie problemów z tarczycą.
Dziękuję za podpowiedź. Niestety ta Pani doktor przyjmuje tylko w Krakowie, a to dla mnie trochę za daleko 🙁
Choruję na niedoczynność od wielu lat. Mama ma Hashimoto, jestem mocno obciążona, ale póki co-nie mam. Był taki moment gdy niedoczynność przeszła mi w nadczynność. Ostatnia z wielu dietetyczek powiedziała mi, że niedoczynność można wspomagać też dietą, nie tylko odchudzającą, ale właśnie dobroczynną dla tarczycy. Podobnie jak u pani, zaleciła odstawienie glutenu i nabiału. Zrobiłam to. Przewlekle też mam chory żołądek, więc dieta musiała uwzględniać również to, ale…. w pewnym momencie złapałam się na tym, że w takim razie będę się żywić wodą i powietrzem. Bo nie zostało nic, z rzeczy które zwykle jadłam.
Współpracując nie raz z dietetykiem przyzwyczaiłam się, że dieta respektuje to, że pewnych rzeczy nie lubię i nie ma szans bym je jadła. Dieta pro-tarczycowa i pro-żołądkowa kompletnie ten fakt zlekceważyła.
Unikam mięsa, większość warzyw została mi „zabrana”, bo podobno przy niedoczynności należy odstawić kapustne i strączkowe.
Rozstałam się z dietetyczką, nie dogadywałyśmy się. Dieta nie ma zamieniać życia w koszmar i wpychanie w siebie czegoś znienawidzonego.
Jakoś w tym samym czasie przeczytałam w necie art pewnej dietetyczki, że owe obostrzenia czyli wykluczenie glutenu, nabiału, warzyw, stosuje się u osób które świeżo zdiagnozowano. A nagła rewolucja u chorujących od lat, ze stabilnymi hormonami, nie ma sensu.
Zgadzam się, że dieta nie może zamieniać życia w koszmar! Może dietetyczka zbyt pochopnie podjęła decyzję o odstawieniu kapustnych (ja bym je raczej zostawiła), ale przecież pozostaje jeszcze bogactwo innych warzyw! Poza mięsem są też ryby, jaja, owoce morza. Można z tego skomponować naprawdę coś smacznego, ale oczywiście rozumiem, że w tej chwili Pani preferencje są inne. Ma Pani do tego pełne prawo.
Co do tego artykułu, to nic mi na ten temat nie wiadomo. Chociaż patrząc z mojego doświadczenia, to wiele osób długo choruje zanim otrzyma odpowiednią diagnozę. To nie jest tak, że diagnoza = początek choroby. Często ona trwa wiele lat. Co wtedy robić z takimi osobami? Generalnie raczej jestem zwolenniczką ewolucji niż rewolucji, ale wydaje mi się, że na pierwszym miejscu w tym wypadku powinna być gotowość pacjenta. Jeśli długo choruje i chce spróbować takiej rewolucji, to dlaczego nie? Zawsze to lepsze niż łykanie hormonów do końca życia.
Ma pani rację, gotowość pacjenta jest najważniejsza. Ja jej pewnie nie mam. Zniechęcona 20 latami odchudzania doszłam do takiej granicy, że nie widzę już sensu. Mam 41 lat, łykam rano kilka tabletek, choroby przewlekłe wymagają, może dlatego mała pigułka Euthyroxu nie robi na mnie wrażenia.
To nie tak, że porzuciłam jakąkolwiek troskę o swoją wagę, lustro nie pozwala zapomnieć. Moje BMI wynosi 51. Wiem co to znaczy. Nawykowo jem 5 posiłków dziennie. W mojej diecie nie ma mięsa, ryb, owoców morza, przetworzonej żywności, alkoholu. Jest dieta migrenowca, dieta refluksowa, miłość do warzyw, owoców i mleka. Tak, zdarzają się słodycze, ale nie jest to kompulsywne pożeranie czekolady na tabliczki ( kakao!).
Konsultowałam z neurologiem czy leki które przyjmuję mają wpływ na wagę. Podobnie pytałam psychiatrę, mam przewlekłą depresję. Cóż.. wpływają. Wybieram więc leczenie, bo muszę mieć zdrowie dla siebie i swego 4-letniego syna.
Z zazdrością patrzę na koleżanki odnoszące sukcesy współpracując z dietetykami. Ale one są zdrowe, żadne choroby czy leki nie torpedują im metabolizmu.
Mam codziennie swoje niespełna 2000 kcal, czasem mniej, a moja waga ma to w nosie.
Spędzam w pracy 11 godzin codziennie, po powrocie mam dokładnie godzinę czasu dla syna, a potem padam na twarz ze zmęczenia. I tak dzień za dniem.
Zniechęcenie.
Justyna, moja siostra spotkala sie z tym samym problemem, ktory ujawnil sie w czasie ciazy. Po kilku latach stosowania lekow czula sie coraz gorzej. W koncu zaczela szukac alternatywnych rozwiazan. Znalazla bardzo dobrego naturopate, ktory przez zmiane diety, leczenie alternatywne od tradycyjnej medycyny, wyprowadzil ja z tego. Teraz ma poziomy hormonow w normie a co wazniejsze, to bardzo dobry nastroj, poprawil sie stan jej skory, tryska energia i radoscia zycia. No i schudla😊
Niestety, naturopata ten jest jeszcze dalej niz Krakow. Ale powinnas znalezc kogos w Warszawie. Mnie z astmy 20 lat temu tez wyleczyla naturopatka, ktora po wieloletniej praktyce w Szwecji wrocila do Polski.Trzymam kciuki!
Kasiu, dziękuję 🙂 Wygląda na to, że jestem blisko znalezienia kogoś, kto naprawdę mi pomoże!
Justyna, czy moglabys podzielic sie kogo znalazlas w Warszawie?
Ja borykam sie z choroba Hashimoto i od dwoch lat staram sie zeby wyniki byly poprawne ale nic ☹️.
Dorota, ja byłam u dr Kalwajt. Ona przyjmuje w przychodni Vegamedica.
Dziekuje 😊. Mam jeszcze takie pytanie, czy ta Pani Dr ma doswiadczenie leczeniem samym T3?
Niestety, nic mi na ten temat nie wiadomo 🙁
Dziekuje 😍