Jakiś tydzień temu rozgorzała na nowo dyskusja na temat GMO, czyli organizmów modyfikowanych genetycznie. Temat ten wzbudza wielkie emocje, bo większość osób boi się spożywania produktów, w których materiale genetycznym grzebali naukowcy. Szkoda tylko, że emocje wzbudziła ustawa, który nie dotyczy zastosowania GMO w produkcji żywności. O co, w takim razie chodzi? I czy jest się czego bać?

Ustawa w sprawie GMO. Tylko tyle mówiły tytuły w największych portalach i gazetach. Człowiek z natury jest istotną leniwą, czytać mu się nie chce. Wystarczy tytuł, lead i jeszcze rzut oka na zdjęcie – wszystko staje się jasne. Chcą nas otruć tym GMO.

 

O co tak naprawdę chodzi z GMO

Tymczasem ustawa, nad którą ostatnio głosowali posłowie dotyczy zachowania bezpieczeństwa w laboratoriach, w których bada się GMO. Co więcej w myśl nowej regulacji, bezpieczeństwo ma zostać zwiększone. Przeciętny człowiek niewiele ma wspólnego z tematem tej ustawy, jednak zewsząd odezwały się głosy, że za chwilę zaleje nas fala GMO, a zaniepokojeni Amerykanie wysłali nawet list do nas, Europejczyków, w tej sprawie, gdzie dzielą się swoim doświadczeniem i ostrzegają przed wprowadzeniem GMO.

Trochę nie dziwię się temu strachowi, trudno nie bać się czegoś, czego się w sumie nie zna. A mało kto wie, czym w istocie jest GMO. Trudno gdziekolwiek zdobyć rzetelną wiedzę, mało jaki program popularno-naukowy odnosi się bez emocji do tematu, przedstawiając rzeczowo za i przeciw. Trudno też od zwykłych ludzi oczekiwać, że będą czytać publikacje naukowe i jeszcze samodzielnie wyciągać z nich wnioski.

Nawet ja w trakcie studiów nie zdobyłam wiedzy na ten temat. Po prostu na żadnym przedmiocie nie było poruszanej kwestii modyfikacji genetycznej, na tyle, żeby móc sobie wyrobić o niej jakiekolwiek zdanie. Nie przypinam sobie też jakiejkolwiek dyskusji z prowadzącymi na ten temat. Owszem, w programie studiów była biotechnologia, ale kwestia modyfikacji genetycznych została tylko zarysowana. Z kolei na wykładach z żywności ekologicznej, wiadomo, pokazywano GMO z najgorszej strony.

Czy wszyscy jemy GMO?

Moim zdaniem zdecydowana większość z nas spożywana produkty zawierające GMO, a większość z tej większości – nieświadomie. A to dlatego, że jemy na co dzień żywność, której nie posądzilibyśmy o to, że materiał genetyczny jej składników jest zmanipulowany. Aby zdać sobie sprawę, co to za produkty, wystarczy odpowiedzieć sobie na pytanie, która roślina GMO jest najczęściej uprawiana?

Jest to soja. Ponad 90% jej upraw na świecie to rośliny ze zmodyfikowanym genomem. 

Soja, która stanowi podstawę paszy drobiu – kurczaki kupowane w supermarketach, jeśli nie pochodzą z hodowli ekologicznej, na 100% były karmione taką soją. Ten, kto nie je mięsa, też nie może spać spokojnie. Spróbujcie, znaleźć coś słodkiego, co nie ma w swoim składzie lecytyny sojowej… Graniczy to nie mal z cudem. Zwolennicy żywności ekologicznej też nie są pozbawieni kontaktu z GMO, ponieważ zgodnie z przepisami, dopuszcza się zanieczyszczenie produktów ekologicznych surowcami z GMO, jednak nie może ono przekraczać 1% składu.  Spożywanie produktów bio, nie gwarantuje braku kontaktu z GMO.

Wygląda na to, że wszyscy jemy GMO i jakoś nie umieramy na potęgę, co więcej średnia długość życia wydłuża się, a ludzie najczęściej umierają na choroby układu krążenia.

Czy zatem GMO jest bezpieczne?

Odpowiem bardzo zachowawczo: zgodnie z dzisiejszym stanem wiedzy – tak. Takie jest stanowisko największych ośrodków naukowych. Oczywiście, wielcy naukowcy też się mylili, ale pamiętajmy, że GMO obecne jest w środowisku od ok. 25 lat, to tyle ile trwa jedno pokolenie, zatem możemy powiedzieć, że coś już o oddziaływaniu tej żywności na organizm wiemy.

To, co moim zdaniem, jest niebezpieczne w GMO, nie dotyczy ludzi, a naszego środowiska. To, że GMO wymaga stosowania odpowiednich środków ochrony roślin, powoduje, że chwasty z czasem uodparniają się na ich działanie, powstają tzw. superchwasty, których nie da się usunąć niczym innym jak poprzez zwiększenie ilości pestycydów lub zwiększenie ich agresywności.

Druga sprawa jest taka, że część substancji stosowanych w ochronie upraw GMO przyczynia się do wymierania różnych gatunków owadów, w tym pszczół, które są niezwykle istotne dla świata. Plotka głosi, że jeśli wyginą pszczoły, wyginą też mężczyźni, a przecież nikt tego nie chce 🙂

Jestem za a nawet przeciw

To, co jeszcze wkurza mnie w argumentacji zwolenników GMO, to to, że podkreślają, że nie ma innego sposobu na rozwiązanie problemów głodu na świecie. Brednia! Na świecie, wcale nie brakuje żywności, wręcz bywa jej „za dużo”. Przypomnijcie sobie, jak często wyrzucacie jedzenie do kosza, bo się zepsuło, przeterminowało… Problem z głodem polega na tym, że nie ma odpowiedniej dystrybucji żywności. Z miejsc, gdzie się marnuje, powinna być dostarczana tam, gdzie jej brakuje. Tylko, że tutaj zaczyna się schody, bo jak ta żywność już tam dotrze, to często miejscowej ludności po prostu nie stać na jej zakup, więc głoduje. Jak głoduje, to nie ma siły do pracy. Gdy nie pracuje, nie ma pieniędzy. I tak błędne koło zamyka się.

Z kolei w argumentach przeciwników GMO denerwuje mnie, że sam proces modyfikacji przedstawiany jest jako coś nienaturalnego. A przecież, gdyby nie mutacje, które prowadzą do modyfikacji genetycznych, człowiek w dalszym ciągu byłby jednokomórkowcem bytującym obok drugiego jednokomórkowca, niezdającym sobie sprawy z tego, że w ogóle istnieje. Oczywiście, pewne mutacje genów prowadzą do powstania chorób, ale zwykle takie jednostki są eliminowane przez dobór naturalny. No i jedną z pierwszych roślin „GMO” jest pszenżyto. Czyli zboże, które powstało w wyniku połączenia materiału genetycznego dwóch różnych roślin, a że nie odbyło się to w laboratorium, tylko na polu, w niczym mu nie umniejsza.

Nie jestem ani przeciwniczką, ani zwolenniczką GMO. Raczej osobą, która pogodziła się z tym, że świata nie zmienimy. Technologia GMO jest na tyle rozwinięta, że nikt już tego nie zatrzyma. Choćbyśmy tworzyli listy podpisane przez wszystkich ludzi na świecie. Dla nas, jako konsumentów powinno być ważne to, aby cały czas kontrolować tę machinę, żeby powstawały coraz to nowsze badania, które dadzą nam dowody na to, jak GMO oddziałuje na ludzki organizm, na nasza planetę. Aby powstało, jak najwięcej rzetelnych materiałów edukacyjnych.

To nie GMO jest problemem

Myślę, że największą przyczyną problemów żywieniowych w Polsce, ale też i na całym świecie, nie jest GMO. Ale coś o wiele bardziej prozaicznego… Coś co 99% osób ma w szafce w kuchni i używa kilka razy dziennie, nawet nieświadomie. To cukier.

Ale to już temat na zupełnie inny artykuł.