Niewielka, soczyście zielona roślinka, ale moc wielka. Moc przyprawiania! Jakie właściwości ma bazylia? Jak ograniczyć sól? Dowiesz się z tego artykułu!
Na początek – ciekawostka! Bazylia jest nie tylko zielona, ale też fioletowa z postrzępionymi listkami. W smaku, moim zdaniem, bardzo podobno do zielonej, ale wygląda o wiele ciekawej, na tyle, że można traktować ją jako roślinę ozdobną.
Do czego pasuje bazylia?
Bazylia to jedno z najpopularniejszy ziół, nieodłącznie kojarzy się z Włochami i pomidorami. Jest najważniejszym składnikiem pesto i świetnie pasuje do kurczaka, strączków, bakłażana…
Świeża bazylia jest bardziej ostra w smaku i ma taki miętowy posmak, którego pozbawiona jest bazylia suszona. Ja lubię ją i w jednej, i w drugiej postaci.
Bazylia w domu
Bazylia to jedno z najbardziej wdzięcznych ziół do domowej hodowli. Zawsze ładnie rośnie i nie jest przesadnie wymagająca. Potrzebuje tylko dużo słońca i regularnego podlewania. Kiedyś uprawiałam bazylię od nasionka. Strasznie fajny był to moment, gdy widać było, jak zaczyna kiełkować i rosnąć… Jednak z czasem, to czekanie było najbardziej kłopotliwe. Dlatego teraz najczęściej wybieram już gotową, świeżą bazylię. Gdy odpowiednio się o nią dba, to potrafi postać na oknie nawet kilka miesięcy.
Przyprawianie jest sztuką
Nie ważne, czy używamy bazylii, czy jakiegoś innego zioła, przyprawienie jest sztuką, którą trudno wytłumaczyć. Wymaga praktyki, ale warto się jej nauczyć, bo zioła potrafią odkryć zupełnie inne smaki w nawet tradycyjnej, nudnej potrawie.
Mam wrażenie, że polska kuchnia operuje na trzech przyprawach: soli, pieprzu i vegecie, czy jakieś innej mieszance nie wiadomo czego. Może jeszcze używa się majeranku, do tych bardziej tłustych potraw. I wrzuca kulki ziela angielskiego do zupy. A tak poza tym, to nie wiele tego mamy. Za to dużo solimy. Oj, Polacy lubią sól. Zgodzę się, że jej dodatek jest czasem niezbędny, bo np. pięknie podkreśla smak czosnku. Ale jest wiele potraw, w których sól jest zbędna. Moje sosy do makaronów z reguły nigdy nie maja dodatku soli. Potrawy z warzyw strączkowych też bez soli.
Nie chodzi mi o to, żeby soli w ogóle nie używać. Raczej chcę przekonać Was, że słoność potrawy, to nie jest coś całkowicie naturalnego dla organizmu. Wiecie zapewne, że człowiek rozróżnia pięć podstawowych smaków: słodki, kwaśny, gorzki i słony, właśnie. Chociaż w dzisiejszych czasach, należy jeszcze dorzucić szósty – umami, czyli smak glutaminianu sodu. Człowiek ewolucyjnie nauczył się preferować smak słodki, bo żywność słodka nie była trująca. Kwaśna oznaczała żywność jeszcze niedojrzałą, a gorzka zwykle zepsutą albo trującą, więc te smaki są przez nas najmniej pożądane. Chociaż znam osoby, które uwielbiają smak kwaśny, więc wygląda na to, że ewolucja dzieje się na naszych oczach.
Obojętny smak soli
Ewolucyjnie smak słony był dla nas neutralny. Z jednego z badań naukowych wynika, że gdy podaj się niemowlętom kropelkę czegoś słonego, nie zmieniają one wyrazu twarzy – tak, jakby smak słony w ogóle ich nie fascynował. Z kolei podaniem im roztworu słodkiego, sprawia, że pojawia się uśmiech, a smak gorzki powoduje grymas. Oznacza to, że pierwotne mechanizmy działają tak, jak powinny.
Zapewne doskonale wiesz, że sól powinniśmy ograniczać. Według WHO dziennie maksymalne spożycie soli nie powinno przekraczać 5 g, czyli tyle, ile wynosi płaska łyżeczka. Jednak między bajki można włożyć to, że nadmiar soli w diecie powoduje nadciśnienie tętnicze. Fakt, gdy na nie cierpimy sól należy ograniczyć, ale bynajmniej nie jest ona przyczyną tej choroby.
To, na co moim zdaniem należy zwrócić szczególną uwagę, to zaburzenia gospodarki wodno-elektrolitowej, wynikające z nadmiaru soli. Na pewno zauważyłaś, że po słonych potrawach chce nam się pić.
Zalecenia a rzeczywistość
W rzeczywistości jemy co najmniej trzy razy tyle soli, ile powinnyśmy. Jak to możliwe? Bo sól jest dodawana do wielu produktów przetworzonych. Nawet do takich, których nie podejrzewalibyśmy o nadmiar soli. Przykład? Płatki śniadaniowe…
Niektóre źródła podają, że nawet 2/3 nadmiaru soli pochodzi właśnie z żywności przetworzonej!
Oczywiście, sól jest do życia potrzebna. Tracimy ją chociażby z potem, a jest istotna dla przewodzenia impulsów. Ludzie od wielu wieków doceniają jej właściwości konserwujące. W średniowieczu solono nawet wino i piwo(!).
Dopiero od niedawna zmagamy się z nadmiarem soli. Moja teoria z przymrużeniem oka jest taka: kiedyś człowiek musiał się solidnie nachodzić, a chodząc pocił się, żeby sól znaleźć, więc ten bilans wychodził mniej więcej na zero.
Teraz okazuje się, że organizm nie potrafi sobie radzić z jej nadmiarem, bo jej starty są minimalne, za mało ćwiczymy, czy w ogóle ruszamy, a więc za mało pocimy się, a soli jemy dużo więcej.
Jak ograniczyć sól?
No dobrze, ale jak zmniejszyć to spożycie soli? Przecież nie da się zjeść niesłonych ziemniaków?! Cóż, akurat słoność potraw to tylko kwestia przyzwyczajenia. Jeśli chcesz trochę ograniczyć sól, to oto moje rady
- Kupując żywność przetworzoną, wybierz produkty dwóch różnych producentów, popatrz na wartość odżywczą i wybierz ten, który zawiera mniej soli. Różnice bywają diametralne! Oczywiście, najlepszym wyjściem jest ograniczenie spożycia produktów przetworzonych do minimum.
- Gotując, zawsze używaj przypraw. Nawet, gdy w recepturze jest wymieniona tylko sól i pieprz. Wiele ziół podkreśla smak soli, np. majeranek. Dlatego najpierw dopraw ziołami, a później sól, w efekcie dodasz jej mniej.
- Ograniczenie spożycia soli może być stopniowe, z czasem zobaczysz, że naprawdę potrzebujesz jej mniej!
No to co? Do dzieła! 🙂