Ostatnio wiele mówi się o tzw. programowaniu metabolicznym (żywieniowym), które pozawala kobiecie w ciąży i w pierwszych dnia po urodzeniu dziecka, wpłynąć na to, jakie będzie jego zdrowie jako dorosłego człowieka. Jak ma się do tego kefir?

Zdaję sobie sprawę, że dzisiejszy wpis w większości nie będzie adresowany do wszystkich, a jedynie do wąskiej grupy jaką w Polsce stanowią rodzice, głównie przyszli, ale może też i obecni. Wybaczcie mi, ale temat bardzo ważny, a może jednak większości z nas kiedyś się przydać. Najpierw jednak kilka słów o kefirze.
Zanim napiszę, czym jestem kefir, podam kilka jego właściwości. Umieściłam go liście, bo wyróżnia się spośród wszystkich mlecznych produktów fermentowanych. Ma wyjątkowy lekko kwaśny smak i jest niezwykle orzeźwiający. Ponieważ są w nim bakterie, to po pierwsze nie ma w laktozy, a po drugie jest określany jako probiotyk. Czyli produkt, który dostarcza tych dobrych bakterii, przeżywających ciężką wędrówkę po układzie pokarmowym człowieka, by osiedlić się w jego końcowym etapie, jelicie, i tam rosnąć z pożytkiem dla gospodarza. Jaki ten pożytek jest, to dowiedziecie przy następnej okazji, gdy opiszę produkt z „działu nabiał”. Bo nie chodzi tutaj tylko o odporność, na razie jednak więcej nie zdradzę.
Kefir to mleko poddane ukwaszaniu za pomocą odpowiednich szczepów bakterii. Zachodzi w nim fermentacja alkoholowo-mlekowa. No i to nieszczęsne słowo – alkoholowa. Tak, w kefirze jest alkohol etylowy. W Internecie spotkałam się nawet z bzdurami w stylu, że jego zawartość wynosi 2%, a to oznacza, że jest wyższa niż w piwie bezalkoholowym! Prawda jest taka, że zawartość etanolu w kefirze zwykle wynosi 0,01%, a na pewno nie więcej niż 0,1%. Zatem w jednym małym kubeczku może się znaleźć maksymalnie 0,02 g alkoholu. Taka ilość jest dla organizmu kompletnie niezauważalna i całkowicie bezpieczna dla dziecka! Kefir można pić w ciąży, karmiąc piersią, ale nie można na niego zwalić przekroczonego poziomu alkoholu w wydychanym powietrzu, gdy tłumaczycie się przed drogówką.

Są pewne mamuśki,  które panikują nawet przy takiej ilości, więc wywalają z diety nie tylko kefir, ale i jabłka, bo. nie daj Boże. sfermentuje im w żołądku! Wiadomo, że to co je przyszła mama, ma wpływ na jej dziecko, ale nie dajmy się zwariować, bo z tego nic dobrego nie wyjdzie. Podobnie rzecz się ma ze stosowaniem diety eliminacyjnej tak na wszelki wypadek. Czasem kobiety w ciąży nie jedzą tego, czy tamtego, bo jest uznawane na produkt bardzo uczulający, np. posądzane są o to truskawki czy pomidory. Tak naprawdę, to czy kobieta będzie je jadła czy nie, nie ma dla alergii dziecka większego znaczenia. Bo wszystko zależy od poziomu przeciwciał IgE, które przekazują mu rodzice i jeśli ten poziom jest wysoki to choćby i mama nic nie jadła, u dziecka i tak zdiagnozuje się alergię.

Moim zdaniem lekarze powinny zachęcać matki do stosowania bardzo różnorodnej diety! Nie tylko dlatego, że takie żywienie zwiększa szansę, że do organizm dostarczane jest wszystko, to czego potrzebuje. A nawet do dwóch organizmów. Ale też dlatego, że wody płodowe mają smak, a dziecko połykając je, już się uczy go. Dużo łatwiej będzie przekonać je później do spróbowania „nowych” produktów, bo one w pewnym stopniu będą już dla niego znane.

Żywienie kobiet w ciąży jest bardzo ważnym tematem, ale tak naprawdę powinniśmy mówić już o żywieniu kobiet planujących zajście w ciążę. A że 50% ciąż jest nieplanowych, to wynika z tego, że wszyscy powinniśmy się prawidłowo odżywiać. Celowo piszę wszyscy powinniśmy, a nie wszystkie, bo, Drodzy Panowie, od Was też trochę zależy, a dokładnie połowa, więc sami rozumiecie, że nie możecie zostać w tyle.