Podobno szewc bez butów chodzi. A jak jest w przypadku Pani Dietetyk?
Jestem wyjątkową dietetyczką. Wybacz mi moją nadmierną próżność, ale nie jestem fanatyczką zdrowego odżywiania i to właśnie uważam za swoją wyjątkową cechę!
Przestrzegam zasad, których uczę, ale to nie znaczy, że nie jem słodyczy, nie zamawiam w piątek wieczorem pizzy w rozmiarze gigant i nie chodzę na lody. Wydaje mi się, że znalazłam dla siebie złoty środek.
A co stwierdzi moja Czytelniczka? Bardzo jestem ciekawa i poddaje moje żywienie Twojej ocenie. Od razu napiszę, że to nie jest gotowy jadłospis, ale bardziej schemat tego, jak się odżywiam. Nie podaję również ilości kalorii, makroskładników, z prostego powodu, na co dzień ich nie liczę. Robię to tylko, jeśli układam dietę dla jednej z Was. Na oko mój jadłospis zamyka się w 1800-2000 kcal.
Śniadanie – godz. 8.30 lub później w weekendy
Najczęściej jadam owsiankę. Zawsze z mlekiem. Robię tak już od wielu lat, a jakoś nie wyrosły mi rogi, nie jestem zakwaszona, nie ma problemów z trawieniem. Lubię mleko, piję go dużo, i nie zamierzam z tego zrezygnować. Ilości: płatki owsiane 30-50 g, do tego szklana mleka.
Do owsianki dodaje zawsze świeże lub mrożone owoce, ewentualnie suszone oraz orzechy.
W weekendy lubię zjeść coś co wymaga „większych” przygotowań. Najczęściej króluje jajecznica, z kromką chleba i porcją warzyw. Ale lubię też jajko sadzone lub na miękko. Porcja warzyw to dla mnie 2-3 liście sałaty + pół średniej papryki albo ogórek zielony albo średni pomidor. Jem chleb gruboziarnisty z Putki, najczęściej posmarowany masłem.
Zdarza mi się także zjeść kaszankę z cebulką 🙂 A jak Mąż chce się podlizać, to jemy naleśniki. Na słodko. Bardzo.
II śniadanie – ok. godz. 12
Zwykle na II śniadanie jem owoce + coś nabiałowego. Np. banan + kefir, to chyba moje ulubione połączenie. Chociaż gdy zaczyna się obfitość sezonowych owoców, wolę dodać maliny, truskawki, czereśnie, jagody, śliwki, morele…. No co tam tylko jest pod ręką. Owców daję ok. 100 g, a nabiał w zależności od rodzaju, kefir to jedna szklanka, jogurt grecki ok. 120 g, jogurt naturalny – 200 g, ser twarogowy – 60 g. Do tego dodaję też otręby lub jem razem z waflem ryżowym.
Obiad – ok. godz. 15, czasem nawet wcześniej, w weekendy nie wcześniej niż o godz. 16
Większość moich obiadów wygląda bardzo podobnie.
Jako dodatek skrobiowy najczęściej używam kaszy lub ryżu. Moja ulubiona kasza to gryczana, chociaż coraz częściej sięgam też po owsianą. Jem również jęczmienną i jaglaną. Ryż jadam i biały i brązowy, głównie dlatego, że mój Mąż nie lubi tego drugiego. Podobnie z makaronem raz jemy razowy, raz nie. Ziemniaki stosunkowo najrzadziej pojawiają się na naszym stole, bo nikomu nie chce się ich obierać. Ale nie zmienia to faktu, że lubię ziemniaczki, zwłaszcza młode, obficie posypane koperkiem! Jem w ilości 100-120 g, ziemniaków odpowiednio więcej.
Jako dodatek skrobiowy najczęściej używam kaszy lub ryżu. Moja ulubiona kasza to gryczana, chociaż coraz częściej sięgam też po owsianą. Jem również jęczmienną i jaglaną. Ryż jadam i biały i brązowy, głównie dlatego, że mój Mąż nie lubi tego drugiego. Podobnie z makaronem raz jemy razowy, raz nie. Ziemniaki stosunkowo najrzadziej pojawiają się na naszym stole, bo nikomu nie chce się ich obierać. Ale nie zmienia to faktu, że lubię ziemniaczki, zwłaszcza młode, obficie posypane koperkiem! Jem w ilości 100-120 g, ziemniaków odpowiednio więcej.
Jak źródło białka najczęściej jemy mięso. Indyk, kurczak, wołowina, wieprzowina. W takiej kolejności. Rzadziej jakieś bardziej egzotyczne, typu królik. Ryby do obiadu? Bywa różnie. Tu znowu dostosowuję się do Męża, który za rybami nie przepada. Je albo łososia albo dorsza. Co do samego przygotowania, to najbardziej lubię grillować na specjalnej, żeliwnej patelni. Mięso jest wtedy bardziej soczyste, a nie trzeba się zbytnio napracować. Rzadziej mięso piekę, bo trzeba o tym pomyśleć wcześniej, na co nie zawsze mam czas. Czasem robię gulasze lub leczo. Mięsa po obróbce jem ok. 60 g, a ryby trochę więcej 70-80 g.
Do obiadu oczywiście nie może zabraknąć warzyw! Tutaj jest pełna dowolność. Raz jemy świeże, inny razem gotujemy. Zimną lecimy na mrożonkach albo słoikach od Mam, co brzmi dość śmiesznie, bo ani jedna, ani druga Mama, nie mieszka dalej niż 3 km od nas. Ale przyznaję się, że dostajemy do nich pyszności w słoikach 🙂 Najważniejsze jest to, że tych warzyw musi być dużo 150-200 g.
Podwieczorek – ok. godz. 17.30-18, w zależności od obiadu. W weekendy zwykle pomijam.
Muszę się przyznać, że ten posiłek często zdarza mi się pomijać. Głównie dlatego, że o nim zapominam, popołudniami najbardziej intensywnie pracuję i zwyczajnie jestem zajęta czymś innym. Drugi powód to rurka. O godz. 18 mam trening, a zawsze staram się nie jeść bezpośrednio przed nim.
Ale jak już jem, to albo jest to sam owoc, albo jajko na miękko ze słupkami papryki, albo wafle ryżowy posmarowany humusem… Generalnie to najmniej przemyślany posiłek. Nie wiem, dlaczego traktuje go tak po macoszemu.
Kolacja – godz. 20.00, bardzo rzadko później
Na kolację najczęściej jem to co typowy Polak je przez cały dzień, czyli kanapki. Na zmianę jem rybę i strączki. Czasem jakiś żółty ser, jak nie mam kompletnie pomysłu. Ryba to najczęściej grillowana resztka z obiadu, albo wędzony łosoś. Czasem zdarzają się też szprotki, bardzo rzadko tuńczyk. A, no i oczywiście śledzie. Które zwykle jem w najmniej zdrowej wersji, czyli jako rolmopsy. Ale co ja poradzę, że je uwielbiam? Na swoje usprawiedliwienie napiszę tylko, że nie zdarza się to często. Rybę jem w ilości 80-120 g w zależności od rodzaju.
Ze strączków głównie przygotowuję pasty. Z cieciorki, wiadomo coś a la humus, ale nie tylko. Generalnie najbardziej lubię cieciorkę, ale często jem też czerwoną fasolę, rzadziej groszek, soję lub soczewicę. Zwykle wychodzi ok. 60 g pasty, wbrew pozorom to wcale nie jest tak dużo, bo jakimś dziwnym trafem pasty są dość ciężkie.
Zdarza mi się też przygotowywać sałatki. Zwłaszcza gdy mam nadmiar więdnących sałat, wrzucam rybę lub strączki, do tego przygotowuję sobie 20 g kuskusu, bo najszybciej. Jeśli stawiam na kanapkę, to jest ona zrobiona z jeden kromki chleba gruboziarnistego. Waży ono jakieś 60 g, więc odpowiada standardowej 1,5 kromki. Do kolacji raczej nie używam masła.
Warzywa do kolacji są bardzo różne, ale zawsze w okolicach 100 g. Przyznam się, że uwielbiam maczać w moim humusie surowego kalafiora – to pyszne połączenie.
Tak właśnie wygląda dzień z jadłospisu Pani dietetyk.
Jestem bardzo ciekawa, co o nim myślisz? Wydaje mi się skomplikowany? A może Ty też podobnie się odżywiasz?
W związku z kończącym się rokiem, proszę aby Pani Dietetyk napisała co jadła w 2017 roku i co będzie jadła w 2018 roku. Taka aktualizacja 😉
Pani Kasiu,
nie ma problemu 🙂 Napiszę o tym następny artykuł
Pani Kasiu, już jest 🙂
https://www.justynamarkowska.pl/moje-zywieniowe-podsumowanie-roku-i-plany-na-nowy/