Czas na ten wpis jest nie najlepszy, bo tak się składa, że grudzień to miesiąc, w którym Polacy jedzą najwięcej ryb. Szkoda, że tylko w grudniu jest tak dobrze… Chciałabyś poprawić te statystki, ale nie wiesz, jak włączyć ryby do diety? Oto mój prosty trick.
O tym, jakie właściwości mają ryby, wie każdy. W końcu – „ryba wpływa na wszystko”, i nie mam tutaj na myśli komisarza Ryby (kto oglądał „Kilera” ten wie, o co chodzi), a pewien znany slogan reklamowy, który miał zachęcić nas do ich jedzenia. Czy zachęcił? Moim zdaniem nie. Zalecenia mówią o tym, aby po rybę sięgać przynajmniej dwa razy w tygodniu. Tym czasem ląduje ona na polskich talerzach zwykle w piątki i zwykle jest usmażona w panierce. Ale to i tak dobrze, bo 1/3 ludzi ryb nie je w ogóle. Niby wszyscy wiemy, że są zdrowe, ale z tym, żeby włączyć ryby do diety większość z nas mam problem.
I jeszcze paradoks grudnia. Jest to jedyny miesiąc w roku, w którym spożycie ryb bardzo wzrasta, by od stycznia znowu spaść do bardzo przeciętnego poziomu i tak utrzymywać się przez cały rok, aż do następnego grudnia. W tym wszystkim najśmieszniejsze jest to, że tak naprawdę tylko w jednym dniu grudnia niektórzy jedzą więcej ryb niż przez cały rok! Chcesz z tym skończyć? No to zobacz, jak można włączyć ryby do diety!
Dlaczego nie jemy ryb?
Na początek warto sobie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego nie jesz ryby? Z mojego doświadczenia wynika, że powody są główne są dwa: bo nam nie smakują i nie wiemy, jak je przygotować. Niektórzy jeszcze wspominają o drogich rybach, ale ten argument mogę zbić tak szybko, jak chudnie się na dietach cud, czyli dwoma zdaniami: Przecież nikt nie każe kupować żabnicy, piotrosza, ani nawet łososia. Nasz swojski śledź to jedna z najbardziej wartościowych ryb, a kosztuje niewiele więcej niż kurczak.
Z resztą z mitem, że zdrowe odżywianie (a przecież ryby są jego nieodłącznym elementem) zmierzyłam się w tym odcinku podcastu. Zapraszam do wysłuchania.
A tutaj grilluje się pstrąg |
Jak przygotować rybę, żeby była smaczna?
To, że nie wiadomo, jak ryby przygotować, to inna bajka. Oczywiście, można dodać bułkę tartą, jajko i smażyć jak schabowego. Ale wtedy bardzo zmniejszamy wartość odżywczą. Lepiej zainwestować w dobrą patelnię grillową lub grill elektryczny i … grillować. Zawsze też lepiej ją upiec, np. w rękawie, będzie i szybko, i czysto. Sztuką jest rybę odpowiednio przyprawić, ale w ogóle przyprawienie jest sztuką samą w sobie.
Nie mniej w przypadku ryb na pewno zawsze sprawdzi się dodatek cytryny, czosnku i natki pietruszki. To moje ulubione połączenie, które stosują do praktycznie wszystkich morskich stworzeń. A w internecie na pewno znajdziesz wiele niecodziennych inspiracji, jak chociażby śledź z burakiem. Spróbuj, jest naprawdę pycha!
Podejmij wyzwanie! I raz w tygodniu przygotuj jedno danie z rybą w sposób, jakiego do tej pory nie próbowałaś. Za wykonanie takiego zadania, możesz przyznać sobie nagrody. Twoją nagrodą może być np. dobra kawa, wyjście na spacer w miejsce, które od dawana masz ochotę odwiedzić lub kupienie sobie jakiegoś drobiazgu. Sama wiesz, co najlepiej Cię zmotywuje. Taka zabawa pozwoli Ci włączyć ryby do diety, ale nie o tym chciałam dzisiaj pisać.
Jak włączyć ryby do diety, gdy nie lubisz ich smaku
Problem z przygotowanie ryby to jedno, ale wiele osób nie akceptuje ich smaku w ogóle. Myślę, że to nie będzie nadużycie, gdy napiszę, że ryby to najmniej lubiany produkt. Chyba żaden nie ma aż tylu przeciwników. Cóż, o gustach się nie dyskutuje, ale może warto przekonać się do smaku ryby, od „softu”, czyli produktu, który „nie wali rybą” i nie ma „rybiego posmaku”, a przy okazji też jest wartościowy.
Dlatego zachęcam do jedzenia ryb od tego, co na pierwszy rzut oka niewiele ma wspólnego z prawidłowym żywieniem, bo zamknięte jest puszce. A jak w puszce, to wiadomo, że to już żywność przetworzona, której spożycie trzeba zmniejszać. A ja tutaj wypisuję, żeby jeść konserwy rybne!
Już wyjaśniam dlaczego.
Dlaczego warto zacząć od konserwy…
Są konserwy i są konserwy.
Dobrej jakości konserwa rybna, to nie to samo, co żywność wysokoprzetworzna, która surowca podstawowego nie zawiera prawie wcale. Nie zachęcam do jedzenia jakiś pasztetów rybnych, czy tego typu resztek, tylko ryby, która w całości lub w większych kawałach została zamknięta w puszce i poddana sterylizacji. Czyli ogrzewaniu w bardzo wysokiej temperaturze, mającego na celu usunięcie szkodliwych bakterii i innych zanieczyszczeń. Ten proces bardzo wydłuża czas przechowywania, ale z drugiej strony wpływa na smakowitość produktu. A konkretnie, zdecydowanie ją obniża. Dlatego do produktów z puszki dodaje się substancje, które ten smak mają przywrócić, najczęściej sól i cukier. Nawet warzywa są w ten sposób poprawiane.
Jak wybrać tę dobrą konserwę?
Pierwsza i najważniejsza zasada jest taka, że w konserwie najwięcej najwięcej powinno być ryby! Wiem, że wielu producentów nie podaje procentowych ilości zawartości ryby, nie mniej jeśli nie znajduje się ona na pierwszym miejscu w składzie, to w ogóle nie wkładaj takiej puszki do koszyka!
Po drugie, im krótsza lista składników, tym lepiej. To tak samo, jak w przypadku każdego przetworzonego produktu. Jeśli dobrze poszukasz znajdziesz takie, w których składzie jest tylko ryba, woda i sól. No tak, wiem sól. Ale naprawdę już chyba nic lepszego nie znalazłam…
Po trzecie, nie dla cukru. Jeśli w składzie jest cukier – odłóż puszkę na miejsce.
I ostatnia zasada – kupuj konserwy najlepiej w sosie własnym. Lepiej nie w sosach czy olejach, bo te zwykle są kiepskiej jakości. Jeśli jednak nie możesz przekonać się do jedzenia konserw rybnych bez dodatkowego smaku, to możesz włączyć do swojej diety najpierw konserwy w sosach, a później w oleju.
Generalnie zasada jest taka: spróbuj jednego typu produktów, np. szprotów w pomidorach sześć do siedmiu razy. Możesz na przykład podchodzić do nich co drugi dzień. Po tym czasie powinnaś już przyzwyczaić się od ich smaku. Wtedy spróbuj innej konserwy, np. szproty w oleju. I znowu daj sobie sześć, siedem degustacji co drugi dzień. Powtórz to z konserwami w sosie własnym, a później będziesz już gotowa do spróbowania świeżych ryb.
Jakie konserwy polecam?
Jeśli chcesz włączyć ryby do diety, ale totalnie nie lubisz ich smaku, to zacznij do szprotów w sosie pomidorowym.
W szprotach z puszki mamy sos pomidorowy, do którego składu można się w wielu miejscach przyczepić. Będzie w nim na pewno sól (i to sporo), cukier, jakieś substancje zagęszczające, często ocet. Dlatego, najlepiej wybrać taką konserwę, która ma więcej ryb niż sosu.
Jeśli tak narzekam na ten sos pomidory, to dlaczego nie polecam konserwy, która go nie zawiera? Przecież są np. szproty w oleju. Są i owszem, ale po pierwsze nie są już takie smaczne jak te w sosie pomidorowym, a ja chcę zachęcić do jedzenia ryb. A po drugie, nie łudźmy się, że dodawany olej jest jakieś wspaniałej jakości. Zwykle producent nie pisze nawet, jaki to konkretnie olej, tak jakby określenie „roślinny” wyczerpywało temat. W rzeczywistości, najczęściej dodawany jest najmniej wartościowy olej – słonecznikowy, bo najtańszy. No, i nawet w takich zwykłych szprotach z olejem, jest sól na poprawę smaku (ilość podobna jak w konserwie z sosem pomidorowym).
Oczywiście, to, że jest coś smaczne, nie znaczy, że od razu trzeba to polecać, jako wyjątkową i wartością żywność. Szproty mają ogromny plus za niską kaloryczność oraz to, że w swoim składzie zawierają przede wszystkim pełnowartościowe białko. Węglowodanów jest niewiele (pochodzą z sosu, a nie ryby). No i tłuszcze. Oczywiście, jak wszyscy wiedzą, te dobre tłuszcze wielonienasycone omega-3. Stanowią one ok. 5% składu.
Szproty, jak większość ryb, dostarcza dużych ilości witaminy D. Jest to wyjątkowy składnik, bo nie tylko pomaga wbudować wapń w kości, ale przede wszystkim wpływa na samopoczucie. Chandry, stany depresyjne – podatność na nie zwiększa niskie spożycie witaminy D. Latem i wiosną wytwarzamy ją sobie sami, gdy wystawiamy buźkę do słońca, ale zimą nie ma takiej opcji, bo promieniowanie słoneczne jest za małe. Swoją drogą synteza witaminy D, może być też zaburzona latem, bo coraz częściej opalamy się wyposażeni w kremy z filtrami blokującymi promieniowanie UV, które umożliwia wytworzenie witaminy D z cholesterolu. Dlatego, wakacje nie zwalniają z jedzenia ryb!
Stawiam przed moim nierybnymi Czytelniczkami bardzo wymagające zadanie! Do piątkowego obiadu z rybą, dołącz na przykład środowe kolacje.Czy to możliwe, żebyś włączyła ryby do diety? Ja myślę, że tak, ale jestem ciekawa, co Ty o tym sądzisz. Daj mi znać w komentarzu!
Mam pytanie. Jak to jest z tymi konserwami rybnymi? Jeść czy nie jeść? (Poza szprotami w sosie pomidorowym). Akurat jestem wielbicielką makreli w oleju. Ryby w sosie pomidorowym mnie nie przekonują. A co z makrela wędzoną? No i np sledzikiem marynowanym z cebulką (takim gotowym ze sklepu). Czy w tych produktach jest jeszcze coś wartościowego z ryb?
W przypadku konserw rybnych wszystko zależy od składu. Ja nie skreślam wszystkich! Moim zdaniem lepiej jeść takie ryby niż żadne.
Wędzone produkty mają wielu przeciwników ze względu na zawartość w nich szkodliwych substancji. Ja uważam, że od czasu do czasu jedząc wędzoną makrelę, krzywdy sobie nie zrobimy, ale lepiej nie jeść jej codziennie. Ani nawet raz w tygodniu.
A co do śledzika marynowanego, to sama czasem się na niego skuszę. Niestety, nie znalazłam takiego bez dodatku cukru i to uważam, że jego największą wadę…