Są nimi krewetki i czekolada. Ale podobno też bakłażan i seler. Czy afrodyzjaki działają?

 

Już dawno skończył się czas, gdy jedliśmy, aby przeżyć. Teraz żywienie to element naszego życia społecznego. Jemy po to, żeby coś uczcić, pocieszyć się. Zapraszamy na brunche i lunche w celach biznesowych. A w celach rozrywkowych na kolację, czasem połączoną ze śniadaniem. Skoro już jesteśmy przy tej kolacji…

Afrodyzjaki – magia na talerzu

Mężczyźni od lat głowią się, czego chcą kobiety. Z kolei, kobiety pragną, żeby mężczyźni ich pożądali. Stąd wymyślanie czarodziejskich sposobów na wzbudzenie zachwytów w drugiej osobie. Czar osobisty i dobry dowcip to już za mało, więc posiłkujemy się magią, a tak się składa, że niewiele jest rzeczy bardziej magicznych niż jedzenie.

Poza żywnością, która kształtem kojarzy się z naszymi narządami płciowymi (np. małże, szparagi) do afrodyzjaków, czyli produktów, które mają zwiększyć popęd płciowy zaliczamy też: czekoladę, krewetki, lubczyk, kolendrę, bluszcz, marchewkę, sałatę, bakłażana, selera, a nawet jajecznicę (tą codziennie z rana raczył się ponoć Casanova, którego chyba nikomu nie trzeba przestawiać).

Mam wrażenie, że właściwie każdy produkt może być afrodyzjakiem. Bo jeśli nawet nie ma go na liście, to nic nie stoi na przeszkodzie, żebyście wpisali go na nią. A kto potwierdzi jego działanie? Nikt. Tak samo jak w większości innych produktów, które mają podnosić nasz poziom pożądania. Ale po kolei.

Afrodyzjaki dla mężczyzny i kobiety

Po pierwsze, panowie mają łatwiej. Bo wzbudzenie u nich pożądania jest bardziej… hmm… mechaniczne. Właściwie potrzeba trzech czynników, najpierw omówię dwa z nich. Są to testosteron i coś, co rozszerza naczynia krwionośne, najczęściej tlenek azotu. Wierzono, że źródłem testosteronu są jądra np. byka, barana czy kozła. Dlatego kiedyś panowie raczyli się nimi przed swoimi wojażami. Jedli też penisy jelenia – pycha! Dzisiaj nikt ich raczej nie wymienia w pierwszej kolejności, gdy mowa o afrodyzjakach. I nie wynika to tylko z ich mniej apetycznego charakteru, ale też z braku naukowych dowodów, że te produkty rzeczywiście podnoszą poziom testosteronu.

Substancji, które rozszerzają naczynia krwionośne w świecie produktów spożywczych jest wiele, ale udowodnione działanie naukowe ma tylko kilka. Tylko, że takimi produktami nie są wcale pyszne krewetki czy krwisty befsztyk, ale zwyczajny korzeń… żeń-szenia. A co więcej, żeń-szeń skutecznie zwiększa też ochotę na miłosne igraszki u pań! Innym przykładem naukowo potwierdzonego działania jest przyprawa, w Polsce używana niezwykle rzadko, żeby nie powiedzieć wcale. A jest nią szafran. Niestety działa tylko na panów i to w dużych ilościach, a to może być niezwykle trudne do wykonania, ponieważ szafran uznano za najdroższą przyprawę na świecie.


Zatem ułożenie menu kolacji, która ma szansę połączyć się ze śniadaniem, wcale nie jest taka łatwe. Prawda jest taka, że wszystkie te produkty, które wymieniamy jednym tchem, aby pobudziły naszą seksualność, działają na zasadzie placebo. Jest miło i smacznie, odprężamy się i być może pojawia się odpowiedni bodziec psychiczny, bo to właśnie on, jest tym trzecim elementem, który powoduje, że chcemy jednak zostać na śniadanie.

Dobrym afrodyzjakiem jest też.. aktywność fizyczna. Bo zarówno u pań i panów podnosi poziom testosteronu, a przecież od tego wszystko się zaczyna! Udanych Walentynek!