Wszędzie piękne, zgrabne ciała. Wokół fit jedzenie, aktywność fizyczna i selfie z siłowni. Jak żyć w takim świecie, gdy nosi się rozmiar XL?
Dzisiaj obchodzimy nietypowe święto – Dzień Puszystych. Nie Grubasów, Tłuściochów, Spaślaków i jak tam jeszcze chcemy ich nazywać.
Puszysty kojarzy mi się z czymś przyjemnym. Np. kotek jest puszysty. I pewien serek, o którym kiedyś pisałam też. Jednak życie osoby otyłej nie jest takie piękne i milutkie, jak mogłoby się zdawać po nazwie tego dnia.
Nigdy nie miałam nadwagi, nie mogę o sobie powiedzieć, że kiedykolwiek byłam gruba, chociaż raz mam więcej ciałka, a raz mniej. Skąd zatem wiem, jak się żyje osobom grubym? Bo z nimi pracowałam. I nie mówię tutaj o kimś kto waży 5 kilo za dużo, tylko o ludziach, dla których brakowało skali na wadze.
Dwa lata temu prowadziłam spotkania grupy wsparcia w trakcie odchudzania. Każde nasze spotkanie zaczynało się tak samo – od pomiarów: waga, mierzenie obwodów. Wszystko skrupulatnie zapisywane na karteczkach i liczone, czy aby na pewno waga poszła w dół, a jeśli tak, to o ile. Jedną taką grupę tworzyło ok. 20-30 osób. I wyobraźcie sobie, jak musiały się czuć dwie osoby, dla których nie starczyło skali na wadze… Mnie samej było tam ciężko. Nie wytrzymałam w takim reżimie zbyt długo, chyba po czterech spotkaniach zrezygnowałam. Ale o tym, dlaczego napiszę innym razem, wtedy też dodam, jak powinno się leczyć nadwagę i otyłość, a jak to wygląda w rzeczywistości.
Jak się żyje osobom grubym? Nie chcę pisać o nich, puszystych, bo to tak, jakby o kimś kto ma zdeformowaną twarz, mówić brzydalek. Oj, niby to nic takiego. A w gruncie rzeczy to jest problem! I takie zdrobniałe określenia go pomniejszają.
Grubasy w szkole
Gdy ja chodziłam do szkoły, otyła osoba była rzadkością. Jedna, czasem dwie osoby na trzydzieścioro dzieciaków, to nie zbyt dużo, prawda? Teraz, najnowsze badania donoszą, że co czwarte dziecko kończące podstawówkę waży za dużo…
Być może, ta częstotliwość wpływa na to, że grubych dzieci nikt już nie wytyka palcami. Nikt się z nich nie śmieje. A może jest jeszcze gorzej, niż gdy ja byłam w podstawówce?
Wtedy grube dziecko może i było lubiane, ale nikt nigdy nie chciał go mieć w swojej drużynie, gdy trwały zawody na wfie. Czy to nieprzykre, że zawsze się jest ostatnim: najwolniejszym, najmniej skocznym, najbardziej pokracznym?
I nawet jeśli ktoś dobrze się uczył, to i tak z większości zabaw był eliminowany. Bo trzeba było biegać, skakać, wchodzić na drzewo, a dla takiego kolegi to był problem.
Grubasy w pracy
W trakcie studiów pracowałam w teatrze. Na każdym spektaklu musieliśmy być ubrani w odpowiednie uniformy. Chyba wszystkie one miały rozmiar 38, dlatego np. ja mogłam się takim uniformem owinąć dwa razy, ale „większe” koleżanki chodziły w męskich, jak to nazywaliśmy, kubrakach. Na cały zespół kilku dziewczyn, ubranych tak samo, tylko jedna się wyróżniała… Ok, ktoś z zewnątrz mógł pomyśleć, że ona jest managerem, naszym szefem, czy cokolwiek. Tylko, że ta koleżanka dokładnie wiedziała, dlaczego musi nosi właśnie ten kubrak.
Podobno jeśli pracodawca ma do wyboru dwie osoby o takich samych kwalifikacjach, to wybierze tę szczuplejszą. Już powstało nowe określenie – weightizm, czyli dyskryminacja ze względu na masę ciała. Przede wszystkim tę nadmierną. To znaczy, że coś jest na rzeczy. Jeśli w powszechnej opinii osoby otyłe są leniwe, a szczupłość ma oznaczać, że ktoś potrafi dążyć do wyznaczonego celu – to nic dziwnego, że nikt nie chce zatrudnić tych, którzy ważą za dużo. Problem w tym, że to tylko taka opinia. Dokładnie taka sama, jak to, że kobiety lubią plotkować, a mężczyźni tego nie robią. Nie, to jedyni ludzi są leniwi, a inni nie. Jedni ludzie lubią plotki, inni nie. Ale niestety, stereotypy i uogólnienia są nie do zdarcia.
Grubasy ćwiczą
Widok osoby otyłej na siłowni nie należy już do rzadkości. Przynajmniej w tych mniejszych siłowniach. Nie wiem, jak jest w sieciówkach, bo unikam ich jak ognia, ale pewnie i tam wszystko powoli się zmienia. Już nikogo nie dziwi, że ktoś próbuje schudnąć chodząc na siłownię. Zastanawia mnie tylko fakt, ile jest osób grubych, które chciałyby zacząć ćwiczyć w miejscu publicznym, ma na to pieniądze i chęci, jednak nie decyduje się na ten krok. Bo… coś im przeszkadza. Inni ludzie, wstyd, niepewność… Nie wiem, w każdym razie myślę, że takich osób jest mnóstwo.
Sama, gdy ćwiczę na siłowni, obserwuję inne kobiety. Jak któraś wygląda lepiej ode mnie, bierze większe ciężary, szybciej biegnie po bieżni, musi się liczyć z moją baczną obserwacją. Z reguły takie osoby mnie motywują, żeby ćwiczyć lepiej, ale czasem zdarzają się takie dni, gdy ten widok jest demotywujący. Myślę sobie, po co się tak starać, jak i tak nie ma żadnych efektów, bo ta robi to lepiej, wygląda lepiej etc… Jeśli ja mam takie myśli, to bez trudu mogę sobie wyobrazić, co myślą osoby otyłe, które próbują ćwiczyć, ale jakoś im nie idzie.
I lepiej jest wtedy usiąść na kanapie i zjeść kolejną czekoladę. Albo chociaż pogłaskać kota i pocieszyć się, że jest się puszystym tak samo jak on.