Pewnie zauważyłaś, że grudniowe wpisy na blogu nie są bardzo merytoryczne. No bo taki jest właśnie grudzień – skupiamy się na świętach, podsumowaniu roku, planowaniu, niekoniecznie zdrowym odżywianiu.

Pomyślałam, że grudzień to dobra okazja do przedstawienia mojej drogi odżywiania. Dla wielu osób dietetyk to taka osoba, co nie je: chipsów, słodyczy, pizzy… Niestety, ja jem takie rzeczy, a co więcej kiedyś to była niemalże podstawa mojej diety. Być może kogoś moja droga zmotywuje do wdrożenia zdrowego odżywiania nawet teraz! Bo nie wystarczy mieć wiedzę, trzeba jeszcze umieć ją wykorzystać!

Pani dietetyk w podstawówce

skan0019

Ja to ta w czerwonym sweterku

Jako dziecko byłam raczej pulchniutka, choć nie miałam nadwagi. Moje odżywianie było typowo polskie – czyli kanapki na śniadanie, do szkoły i na kolację. A na obiad oczywiście fura ziemniaków, kotlet i odrobina surówki. Dużo soli, tłusto…

Chyba nie ruszałam się wtedy za dużo… Nie uprawiałam żadnego sportu, chociaż siedziałam na trzepaku i uwielbiam jeździć na rolkach. Niestety, to był czas, gdy w domu pojawił się komputer i najpierw The Sims zawładnęło moim sercem, a później internet…

W podstawówce czułam się kluseczką, ale zaczęło mi to przeszkadzać dopiero w VI klasie. I wtedy po raz pierwszy próbowałam się odchudzać. Wtedy też powiedziałam mamie, żeby nie kupowała mi soków do szkoły, a jedynie wodę. Cóż za świadomość żywieniowa.

Pani dietetyk w gimnazjum

Oj, to był burzliwy czas na pani dietetyk… Moje odżywianie było wtedy chyba najgorsze z całego mojego życia. Zaczęłam „imprezować”, więc coraz więcej było śmieciowego jedzenia. Weekendowe wypady do McDonald’s to była niemal tradycja. W trakcie trzech lat nauki w gimanzjum wielokrotnie próbowałam się odchudzać, raz nawet udało mi się sporo schudnąć, ale nigdy nie zmieniłam swoich nawyków żywieniowych.

W gimnazjum robiłam dziwne rzeczy ze swoim organizmem. Na przykład moją dietą był niejedzenie obiadów, zamiast nich robiłam sobie sałatki. Pamiętam, że notorycznie chodziłam głodna, ale miałam niesamowicie silną wolę. Potrafiłam wąchać truskawki, czułam jak jestem strasznie głodna i nie jadłam ani jednej! Oczywiście, tej silnej woli starczyło mi do czasu…

Pani dietetyk w liceum

DSCN1839

Uwaga! Leci prawy prosty!

Właściwie już pod koniec gimnazjum przestałam świrować, a zaczęłam się lepiej odżywiać, tak po prostu. Natomiast przełomowym momentem dla mnie było zapisanie na kick-boxing. Pod koniec wakacji pomiędzy końcem gimnazjum, a początkiem liceum moja szalona koleżanka Felicja wpadła na taki pomysł: chodźmy zapisać się na kick-boxing. No to poszłyśmy. Tylko, że Fela nie pojawiła się na ani jednym treningu, a ja ćwiczyłam przez dobrych kilka lat.DSC01006

Gdy dużo ćwiczysz, a ja wtedy ćwiczyłam dużo i ciężko, to automatycznie jesz więcej. Niestety ja wpadłam w pułapkę, że jadłam kiepsko. Niby jadłam pełnowartościowy obiad, ale później dogryzałam słodyczami. Nie będę nawet pisać, że w moim liceum były najlepsze zapiekanki na świecie! Dodam tylko, że jedna zapiekanka miała wielkość pół dużej bagietki…

Oczywiście przed zawodami musiałam „robić wagę”. Chudłam nawet po 5-6 kg w przeciągu dwóch tygodni. Bez komentarza.

Pani dietetyk na studiach

DSC03694

Przymiarki do rozpoczęcia roku akademickiego

Ten, kto myśli, że na studiach wreszcie zaczęłam się dobrze odżywiać, jest w błędzie. Owszem, studia dały mi ogromną wiedzę, ale tę jeszcze trzeba wcielić w życie. A z tym nie było tak łatwo. Przełomowy moment to była dla mnie wyprowadzka z domu. Po III roku studiów zamieszkałam z moim ówczesnym narzeczonym, a obecnie mężem, który jest absolwentem AWFu, więc… po prostu nie mogliśmy zrobić tego inaczej, jak  zacząć się lepiej odżywiać.

DSC06326

Pierwsze kroki na rurce

Kupowaliśmy produkty, których w naszych domach było mało, np. kasze. Mniej smażyliśmy, dużo mniej soliliśmy, co nie znaczy, że nie zdarzało nam się zamawiać trzech pizz w piątek wieczorem…

Wtedy ćwiczyłam jeszcze więcej, choć już nie kick-boxing, a pole dance oraz chodziłam na siłownię. To wszystko miało swoje efekty, o czym pisałam jakiś czas temu we wpisie, czy kaloryfer na brzuchu czyni szczęśliwym. Bo mnie nie uczynił.

Pani dietetyk bez pracy

Po studiach zderzyłam się z rzeczywistością. Nie mogłam znaleźć satysfakcjonującej pracy. Przez długi czas siedziałam w domu i markotniałam. Nie miałam pojęcia, co chcę robić, więc zajadałam smutki jedzeniem. Na dodatek przypałętała się jakaś stara kontuzja nadgarstka, więc odpuściłam na chwilę rurkę.

W pewnym momencie ważyłam 57 kilo przy wzroście 158 cm… Oj, nie wyglądało to dobrze. Czułam, że muszę coś zrobić, bo inaczej po prostu będę zgorzkniałą grubaską.

Pani dietetyk robi swoje

20140830_116

Mój wielki dzień! 🙂

Krótko mówiąc, ruszyłam tyłek. Nie chciałam być ciągle narzekającą dziewczyną, która zajada swojego smutki. Postanowiłam, że muszę coś ze sobą zrobić, zwłaszcza, że powoli zbliżał się wielki dzień, czyli mój własny ślub. Nie mogłam wyglądać jak salceson…

Zaczęłam ćwiczyć i jeść zgodnie z tym, o czym uczyłam się na studiach. Zainteresowała mnie psychologia odchudzania: dokształcałam się,  szkoliłam, czytałam…Po kilku tygodniach wróciłam do swojej wagi. Tym razem ze świadomością, że to już na zawsze, bo zwyczajnie – polubiłam siebie i  nie samą zamianę, ale drogę do tej zmiany!

Później zaczęłam pisać bloga i wszystko potoczyło się szybko… Tę historię na pewno już znasz.


Gdyby ktoś zadał mi pytanie, co takiego stało się, że zaczęłam się zdrowo odżywiać, że postanowiłam przestać się katować, a zacząć dbać o siebie, nie potrafiłabym odpowiedzieć na to pytanie. Może trochę zmotywował mnie własny ślub, ale to też tak nie do końca, bo wtedy po ślubie wróciłabym do starych przyzwyczajeń. Myślę, że nie musi się dziać nic niezwykłego, żebyśmy chciały się zmienić. Po prostu – poczucie, że teraz jest właściwy moment, dobry plan i wiara w siebie.

Trochę czasu zajęło pani dietetyk za nim zaczęła się dobrze odżywiać. Jeśli mnie było trudno, to nic dziwnego, że Tobie też. Ale nie zmienia to faktu, że da się!