Olej lniany to bogactwo omega-3. A jeśli coś jest bogactwem omega-6, czy to dobrze? I co z omega-9? I co to w ogóle jest są te omegi?!

Len to nie tylko tkanina, z resztą niemiłosiernie się gniotąca, ale również cenna roślina. Całkiem nie dawno w tym cyklu opisywałam siemię lniane (klik), czyli nasiona lnu. Dzisiaj produkt, których jest z nich wytwarzany, czyli olej lniany. Jeden z najlepszych, ale tylko do jedzenia na surowo! Wynika to z jego składu chemicznego. Zanim jednak dokładnie go opiszę, warto dowiedzieć się, jak kupować olej lniany.
Wybierajcie ten olej, który zamknięty jest w ciemnej butelce, to chroni jego cenne składniki przed dostępem światła, które zwyczajnie je niszczy. Zwykle tak właśnie jest sprzedawany ten olej. Ale spotkałam się też z inną formą, czyli przezroczysta butelka, zamknięta w papierowym opakowaniu. To nie jest zły sposób, ale takie opakowanie łatwo może ulec zniszczeniu. Warto je dobrze obejrzeć przed zakupem. Lepiej nie wyrzucać go po przyjściu do domu, żeby w dalszym ciągu przechowywać w nim olej.
Co do samego przechowywania, to nie ma obowiązku trzymania oleju lnianego w lodówce. Producenci zalecają, żeby to było chłodne i ciemne miejsce, a więc szafka w kuchni również się nada, byle nie stała obok kuchenki lub innego źródła ciepła. Jeśli macie kuchnię od strony południowej, szczególnie latem, warto przeprowadzić olej lniany do lodówki. Ja, na wszelki wypadek, trzymam go tam cały czas.
Najważniejsze na świecie jest to, żeby nigdy, ale to prze nigdy, nie podgrzewać oleju lnianego! Smażenie na nim to czyste zabójstwo, ale nie dla niego, tylko dla tego, kto go je! Poza obniżaniem jego wartości odżywczej, ogrzewanie prowadzi też do wytworzenia szeregu niekorzystnych dla zdrowia związków, które powstają w wyniku utleniania omega-3. Do czego, więc dodawać olej? Przede wszystkim do sałatek! Które stanowią doskonałą alternatywę dla kanapek, a o tym, jak je bilansować, napiszę już niedługo.
Co to są kwasy tłuszczowe omega?
Tłuszcz to nie jest jednorodna grupa związków. Wydawać się może, że tłuszcz to główny winowajca plagi otyłości. Ale prawda jest taka, że bez tłuszczu nie da się schudnąć. Kluczem jest jednak wybieranie odpowiedniego rodzaju.
Kwasy tłuszczowe nienasycone nie są niekorzystne dla zdrowia, ale nasz organizm wytwarza je samodzielnie. Dlatego nie ma potrzeby dostarczania ich w ogóle. Spożywane w nadmiarze szczególnie przyczyniają się do zwiększenia ryzyka wystąpienia chorób układu krążenia. Niestety, pełno jest ich w produktach, które bardzo lubimy, np. słodyczach, chipsach.
Najlepsze dla zdrowia są kwasy tłuszczowe jedno- i wielonienasycone. Jeśli nie bardzo lubicie chemię, to teraz ekspresowo przypominam, co to w ogóle znaczy „nienasycone”.
Pojedyncze pierwiastki, łącząc się razem, tworzą cząsteczki. Każdy pierwiastek, najprościej mówiąc, ma określoną liczbę „rączek”, z którymi może się połączyć. Jeśli wykorzysta wszystkie swoje „rączki”, wtedy powiemy, że powstało wiązanie nasycone (rączki nasyciły się). Jeśli co najmniej jedna rączka pozostanie pusta, wtedy powstaje wiązanie nienasycone.
Kwasy tłuszczowe mogą być naprawdę długimi łańcuchami, w skład których wchodzą różne pierwiastki. Jednak najważniejszy dla ich budowy jest atom węgla (C). To szereg węgli tworzy szkielet cząsteczki. Jeśli tylko jeden węgiel ma jedną rączkę wolną, to mówimy o kwasach jednonienasyconych. Gdy takich sytuacji jest więcej, wtedy mamy kwas tłuszczowy wielonienasycony.
Wielonienasycone kwasy tłuszczowe opisujemy jako n-(liczba), która to liczba wskazuje, który atom węgla jako pierwszy ma jakieś wolne rączki. Dlatego określenie n-9 nie może dotyczyć kwasów jednonienasyconych, a  z taką interpretacją tego zapisu spotkałam się kiedyś w jednym z czasopism dla kobiet. N-, czy inaczej omega, to coś, co wyróżnia tłuszcze wielonienasycone.
Najczęściej mówimy o n-3 i n-6, dlatego, że kwasy n-9 są dla człowiek bezużyteczne, Nie mamy enzymów trawiennych, które pozwoliłyby je rozłożyć na mniejsze cząsteczki i wchłonąć. Jeśli jakiś producent gorąco zachęca Was do zakupu swojego produktu, który zawiera omega-9, po prostu wzruszcie ramionami, do szczęścia nie jest Wam to potrzebne.
Jaka jest różnica pomiędzy n-3 i n-6? Ich budowa warunkuje też inne wykorzystanie w organizmie, ale przede wszystkim, najważniejsze jest to, że n-6 są zdecydowanie bardziej popularne wśród produktów spożywczych. Czy wiecie, że na przestrzeni ostatnich lat zwiększyliśmy spożycie n-6 100-krotnie? To źle? Tak, ponieważ ich nadmiar wywołuje stan zapalny w organizmie. Co to oznacza dla śmiertelnika? Po prostu, ciało jest w ciągłym napięciu, przygotowane do walki. Nie chodzi tutaj o taki stan zapalany, z jakim mamy do czynienia, gdy np. przewrócimy się i stłuczemy kolano. Ale o takie wewnętrzne stłuczenie tkanek, głównie układu krążenia. Innymi słowy, kwasy tłuszczowe n-6 maskują pozytywny efekt działania n-3.
Tylko razem mogą one skutecznie działać na rzecz ochrony naszego organizmu z układami krążenia i nerwowym na czele. Najlepsza proporcja wynosi 1:5, czyli na jedną cząstkę n-3, powinno przypadać nie więcej niż 5 cząstek n-6. A jak jest w rzeczywistości? Często nawet 20 cząstek omega-6 przypada na ich braci z rodziny omega-3… Nic dziwnego, że co drugi Polak umiera z powodu układu krążenia, a demencje i inne mózgowe przypadłości wieku starczego pojawiają się coraz częściej.
Jeśli ktoś, chce ochronić swój organizm, powinien włączyć do diety przede wszystkim te tłuszcze, które dostarczają omega-3. Omega-6 są ważne, ale je tak, czy siak dostarczymy w odpowiedniej ilości. Olej rzepakowy zawiera dobrą proporcję n-3 do n-6. Ale to w oleju lnianym najwięcej jest omega-3, stanowią ponad połowę jego składu. Drugi w kolejce – olej rzepakowy, zawiera „raptem” ok. 10%. W oleju lnianym omega-6 stanowią nie więcej niż 15% składu, prawie 20% to jednonienasycone kwasy tłuszczowe. Sami widzicie, że dla tych najmniej pożądanych nasyconych nie zostaje już zbyt wiele miejsca, jakieś 7-8%.
Radzę uważać na olej słonecznikowy, który dostarcza przede wszystkim n-6. Stanowią one nawet 3/4 jego składu!
Mam nadzieję, że teraz nie dacie się naciągnąć tym, którzy zachęcają Was do jedzenia nic nie znaczących n-9, albo niezbyt pożądanych n-6.